Dlatego bardzo ucieszyłam się, gdy moja znajoma (Asia Marinkovic) przysłała mi książkę, której treść zilustrowała. Chciwie zabrałam się za czytanie tajemniczo zatytułowanego przez autorkę (Iwonę Tys) utworu "Ktoś-Lub-Coś" i przeniosłam się do wspaniałego świata wyobraźni bohaterek - dziewczynek, które przeżyły wzruszającą przygodę
w towarzystwie swoich czworonożnych przyjaciół.
Fabuła opowiadania - przypominająca modne obecnie escape roomy - zaintrygowała mnie do tego stopnia, że przeczytałam je "od deski do deski".
Piękne ilustracje wykreowały baśniową atmosferę, którą żal było opuszczać. Ciekawość mobilizowała mnie do dalszej lektury 😃 Na końcu utworu, oprócz rozwiązania tajemniczych zagadek, czekała na mnie również duża dawka wzruszenia...
Ale nie będę zdradzać wszystkich szczegółów, bo chciałabym zachęcić Was do przeczytania tej pięknej historii. Niestety, książka nie jest dostępna w żadnej z księgarni, ponieważ autorki wydały ją w niewielkim nakładzie i nie w celach komercyjnych!
Jeśli ktoś z Was chciałby otrzymać do rąk własnych "Ktosia-Lub-Cosia", może wziąć udział w konkursie - książkowym rozdaniu. Warunkiem udziału w zabawie jest udostępnienie tego posta za pomocą dowolnego portalu społecznościowego i opisanie
w komentarzu do mojego wpisu swojej najciekawszej przygody z dzieciństwa.
Ogólne zasady zabawy:
1. W konkursie mogą brać udział osoby, które:
- opiszą w komentarzu do tego posta najciekawszą - ich zdaniem - przygodę z dzieciństwa;
- udostępnią post publicznie na na swojej tablicy dowolnego portalu społecznościowym
i opatrzą go tagiem #Ktoś_lub_Coś;
2. Konkurs trwa od 18 lipca 2018 roku do 6 sierpnia 2018 roku (godz.20.00).
3. Losowanie jednego zwycięzcy odbędzie się w ciągu tygodnia od zakończenia konkursu.
4. Informacja o wynikach losowania zamieszczona będzie na tym blogu.
4. Laureat zobowiązany jest podać adres do wysyłki na terenie Polski.
Zachęcam Was kochani do zabawy :-)
oj - przygoda z dzieciństwa...na szczęście byłam dzieckiem w takich czasach, kiedy każdego dnia czekały na nas fajne przygody...dziś przychodzi mi do głowwy coś co pamiętam i na pewno będzie w mojej pamięci na długo - kiedy byłam dzieckiem każde wakacje i ferie spędzaliśmy z bratem na wsi u dziadków. Jednego roku - ferie zimowe już dobiegaly końca, ale dookoła było tyle śniegu, że ludzie poruszali się wykopanymi tunelami. Ponieważ chcieliśmy już wracać do domu, babcia pożyczyła od sąsiadów prawdziwe ogromne sanie i tymi saniami dowiozła nas do glównej drogi...oczywiście byliśmy mega opatuleni w koce, pierzyny - abyśmy nie zmarzli. Droga trwała dość długo pomimo chyba niewielkiej odległości - około5-6 km. Przy glównej drodze czekał na nas samochód taty kolegi a w nim czekoladowe pierniczki. Do dziś pamiętam to wydarzenie i smak tych czekoladowych pierniczków. Po dotarciu do domu okazało się że to była zima stulecia i szkoły były pozamykane przez kolejne dwa tygodnie - więc mieliśmy dłuższe ferie :-)
OdpowiedzUsuńRewelacyjna zimowa przygoda! Dziękuję, że ją nam opowiedziałaś!
OdpowiedzUsuńOd zawsze byłam dzieckiem ciekawym świata. Uwielbiałam wyprawy w bliższe i dalsze okolice. Był koniec lat 80-tych, kiedy modne były wyjazdy do Bułgarii. Kilka dni spędzonych w samochodzie, który zarazem był pojazdem na kółkach z każdą chwilą przybliżający do celu, jadalnią, jak również w nocy sypialnią. Jak już dotarliśmy do wymarzonej krainy, gdzie był ciut inny klimat i ludzie inaczej mówili, staraliśmy się odkrywać najbliższe okolice. Któregoś razu poszliśmy na Wielką Górę, oczywiście w tajemnicy przed rodzicami. Może ta góra nie była taka wielka, ale dla 6-letniego dziecka OGROMNA. Na samiuteńkim szczycie znaleźliśmy Wielkiego żółwia. Piękny okaz. Później wyobrażaliśmy sobie, że wśród polnej dróżki widzimy węża. W rzeczywistości to był szlauch (potocznie: szlauf), ale mieliśmy dobrą zabawę w omijaniu grzechotnika. Po przeszło 30 latach z rozrzewnieniem wspomina się te wspaniałe chwile, kiedy rodzina była szczęśliwa i pełna. W sercu zostały piękne wspomnienia. Dlatego teraz chcę takie szczęście podarować też swoim dzieciom zabierając je na wycieczki. Czasem nie muszą być tak odległe. Jest tyle pięknych miejsc w około. Za chwilę zaczynam urlop…gdzie tym razem pojedziemy??? #Ktoś_lub_Coś
OdpowiedzUsuńEgzotyczna przygoda :-)
UsuńŻyczę niezpomnianych wakacyjnych wrażeń wartych zapamiętania :-)
Wakacje, nowe osiedle, dla mnie zupełnie nowe miasto i pierwszy miesiąc w nowym mieszkaniu. Na podwórku jak to w latach 90 pełno dzieci - nowe znajomości, bo każdy był nowy. Pewnego wieczoru ktoś wpadł na pomysł pójścia na działkę rodziców kolegi - na innym oddalonym osiedlu. I tak ruszyliśmy (było nas chyba ośmioro w wieku 6-9 lat) na wyprawę. Doszliśmy do jakiś działek, ale nie mogliśmy wejść, bo furtka była zamknięta i w żaden sposób nie mogliśmy pokonać zamka. Zmęczeni i źli, że nie pojemy owoców postanowiliśmy wracać, szczególnie że zaczynało się ściemniać. Koleżanka wpadała na pomysł, że można pojechać autobusem. Kolega od działki i ja nie chcieliśmy jechać i postanowiliśmy wrócić na własnych nogach. Gdy doszliśmy na osiedle przed blokiem stali juz zdenerwowani rodzice, pozostałej ekipy jeszcze nie było. Praktycznie robiło się juz ciemno. Po naszej relacji, gdzie reszta chyba ciśnienie dorosłych podniosło się. Na szczęście po chwili przyszli. A nie wiele brakowało, by sprawą zajęła się policja :) Ja wyprawę pamiętam do dziś jako fajną przygodę, ale rodzicom nie zazdroszczę stresu :P Do dziś nie wiem na którym osiedlu byliśmy na tej działce ani czy faktycznie to była ta rodziców kolegi.
OdpowiedzUsuńWow! Z pewnością świetnie spędziliście czas! Jednak rodzice przeżyli prawdziwe "chwile grozy" ;-)
UsuńHm, przygoda z dzieciństwa... Kiedyś, w czasach podstawówki, nie pamiętam, w której klasie, pojechaliśmy na wycieczkę, w której programie było zwiedzanie jakiegoś starego zamku. Po zamku, byliśmy oprowadzani przez przewodnika. Ja i trzech moich kolegów szliśmy na końcu i bardzo nam się nudziło. Za namową jednego z nich przeszliśmy przez przejście z zakazem wstępu. Dlaczego nas nikt nie zauważył? W czasie naszej wycieczki po zamku byliśmy jeszcze z jakąś inną grupą z innej szkoły, która strasznie się kręciła i robiła zamieszanie. Z tymi kolegami szliśmy gdzieś po korytarzach, gdzie nie było żadnych okien i było bardzo ciemno. Jedynym światłem jakie mieliśmy był telefon i jego wyświetlacz któregoś z moich kolegów. Po pewnym czasie chcieliśmy wrócić, ale okazało się, że nie wiemy jak. Jeden z kolegów rozpłakał z tego powodu i myśleliśmy, że zostaniemy tam na zawsze. Znalazł nas w końcu ktoś z obsługi, bo dostali zgłoszenie o zaginięciu 4 chłopców, no i nas szukali. Tak krzyczącej jak wtedy naszej wychowawczyni nigdy nie słyszeliśmy :) Nie wiem, co siedziało nam wtedy w głowach, ale od tej pory jakoś unikam zamków ;)
OdpowiedzUsuńHi! Hi! Wcale się nie dziwię Twoim obecnym odczuciom co do zamków :-)
UsuńJakie to miłe - na Twoim blogu widzieć moją miejscowość! :D
OdpowiedzUsuńŚwiat to globalna wioska :-)
Usuń